Niedawno blogerka Katka udzieliła Wam rad, jak przejechać swoje pierwsze 100 km, co zainspirowało mnie do zastanawiania się nad tym jak czerpać przyjemność ze swojej kolejnej dłuższej jazdy, aby półprofesjonaliści nie czuli się urażeni, że się o nich zapomina :-)
Pominiemy przygotowywanie ubrań, prowiantu, godzinę startu czy poszukiwanie partnerów, wspomnę natomiast o znalezieniu trasy i znaczeniu pierwszej długiej jazdy.
Żeby nie wyglądać jak drugi najlepszy na świecie po Saganie, kilka słów do moich setek. Jeżdżę jako wzorowy mąż i ojciec dwójki dzieci, tzn. nie ma dużo czasu na długie podróże. I nawet jeśli pojawi się 3-4 godzinna przepustka to wolę pożywną wyprawę MTB, gdzie w 4 godziny dobijam do liczby około 70 km, ale spalanie kalorii i potrzeba wytrzymałości są, śmiem twierdzić, dużo większe niż 100 km na równym terenie :-) Jedyny problem jaki mam to przekonanie siebie, że nawet jeśli ciągnie mnie w teren, to powinienem jechać szosą...
Tych asfaltowych setek nazbiera się 5-6 rocznie, w tym roku wyjątkowo 7. W kieszeni znajduje się jeden emergency batonik, który najczęściej przejedzie ze mną na 100 km i wystarczająco dużo wody, zwłaszcza kiedy jest gorąco. Idealnie jest przejechać wszystko za jednym zamachem, bez konieczności tankowania - udało mi się to zrobić w tym roku tylko raz - czysta jazda non-stop. Ale jestem już przy temacie jedzenia, którego obiecałem nie poruszać, więc przejdźmy do planowania trasy.
Jak sobie pościele tak się wyśpię. Od marca staram się dobić do setki, w sierpniu udało mi się to dwa razy. Ale jak rozwiązać ten problem kiedy ma się rodzinę z dziećmi? Bądź wstać o 4:00 rano, bądź zacząć o 20:00 i jeździć do północy. Ewentualnie zaoferuj szczodrze żonie weekend z rodzicami, a podczas gdy dziadek i babcia bawią się z dziećmi, maniacy mogą uderzyć w trasę.
Zimą też miałem jedną próbę na wieczorną setkę, ale tego krążenia pod lampami nie wytrzymałem psychicznie, skończyłem na 87 kilometrze, czyli rzuconej rękawicy na następną zimę, gdzie setki okażą się jedynie czystą radością! Wynika to głównie z budowania odporności i odporności. Setka to magiczna liczba, piękniejsza niż 88 czy 99. Motywuje do jej przezwyciężenia, co wpływa korzystnie na budowanie sprawności, a jeśli ma to miejsce w miesiącach zimowych w ciemności, to także psychicznej. To podstawa silnego zdrowia i mocnych mięśni :-) Jest to też szansa na wymyślanie nowych, świeżych pomysłów i bycie ze sobą, nawet pomimo obecności potencjalnych partnerów do jazdy, gdyż ze względu na bezpieczeństwo nie możecie jechać obok siebie i rozmawiać…
Niech żyje sport, a szczególnie długie trasy!