Znam ludzi, którzy samotnie o północy wybierają się do najbliższego zamku na wzgórzu otoczonego lasami, na cmentarz, czy do jaskini - ja do takich ludzi zdecydowanie nie należę. Czuję przed ciemnością respekt graniczący ze strachem. Aby jednak nie musieć krążyć przez całą zimę tylko pod lampami, podjąłem próbę pokonania swoich lęków i stopniowo zacząłem zapuszczać się coraz głębiej w ciemny las.
Przygotowania powinny zacząć się już w lecie od przekonywania samego siebie podczas jazdy w dziennym świetle (gdzie w zimie o też porze nastaje ciemność), że jedyna różnica w jeździe to mniejsza liczba lumenów.
Letni trening jazdy w ciemności to także przejażdżki zaczynające się w ciągu dnia i kończące po zmroku. Stopniowe ściemnianie i późniejsze ciągłe oświetlenie nie wpływa na mnie tak bardzo, jak natychmiastowe wejście w ciemność zimową porą. Na przykład nie miałem nigdy dość rowerowych wycieczek po pracy z nieograniczoną przepustką, kiedy żona i dzieci są u rodziców, a po jakimś czasie zaczyna się ściemniać. Żaden strach, byłem pełen endorfin wyzwolonych przez pedałowanie.
Na wyższy level takich przygotowań wskoczyłem podczas rodzinnych wycieczek po naszym kraju, gdzie startowałem w nieznany teren podczas ściemniania się i z ryzykiem uszkodzenia roweru w samym środku lasu. Nieznany teren ma swój urok i kusi by poznać go jak najlepiej. Nie trzeba jeździć w ciemnościach, aby zagubić się na nieznanych sobie trasach, stało mi się to już kilka razy, w takim przypadku raczej odwracam się wokół własnej osi i wracam do bazy.
Zimą pierwsze próby były ostrożne. Najpierw na skraju lasu, tuż za swoim blokiem z nadzieją, że w razie nieszczęśliwego wypadku ktoś mnie znajdzie i wezwie karetkę. Następne były leśne przejazdy między osiedlami i przejażdżki po lesie asfaltem, gdzie wiem, że w pobliżu znajduje się domek leśniczego. Wiedza, że na końcu przejazdu jest światło, dodaje mi odwagi.
W tej chwili jestem już na poziomie, o którym nawet nie marzyłem, ale nadal nie zapuściłbym się samotnie do głębokiego lasu w ciemności. Głęboki las w środku nocy z gromadą podobnych do mnie szaleńców to inne doświadczenie. Trzy lub cztery rowery pomogą sobie w nagłych przypadkach, a dzięki takim przejażdżkom mogę dostrzec nocny charakter lasu, co z kolei doda mi odwagi do nocnych przejażdżek w pojedynkę.
Podczas takich eksperymentów mam ze sobą wysokiej jakości mocne światło 1000 lm, co najmniej jedno zapasowe 400 lm, a w domu szczegółowo zgłaszam zamierzoną trasę.
Doszło wręcz do tego, że kiedy przyjdzie czas na weekendowe jeżdżenie na rowerze za dnia wydaje się mi to jakieś dziwne :)