Legendarna, najwyższa góra świata inspiruje nie tylko alpinistów, pisarzy i filmowców, ale nawet i rowerzystów. Nie, nie wiem jeszcze nic o zjeździe ze szczytu, ale o alternatywnej wędrówce już tak☺️
Być może słyszałeś o wyzwaniu Everesting, a jeśli nie, w skrócie ci o nim opowiem. Kto nabije w czasie jednej jazdy na jednym wzgórzu 8848 metrów wysokości bezwzględnej, wejdzie do Hall of Fame. Warunkiem jest ciągłe wzniesienie wzdłuż tej samej trasy w górę i w dół. Słyszałem też o „przypadku” jazdy po ulicy o 9-metrowym nachylaniu, ale także o jazdach na długich wzgórzach z 8-10 kółkami. Podczas korony, gdy wyścigi zawodowe zostały przerwane, zawodowi kolarze starali się przejechać niniejszy dystans w jak najkrótszym czasie.
Przez długi czas słyszałem tylko o kilku, którym challange udało się dokończyć, ale od października osobiście spotkałem partnera z naszego wirtualnego lokalnego klubu Strava West End Bratislava, który zaimponował ukończeniem wyzwania. Kiedy we wrześniu pojechaliśmy na wspólną przejażdżkę, wspomniał, że myśli o Everestingu. Wcale się nie zdziwiłem, bo od czasu jego letniej 600 kilometrowej jazdy prawie non-stop (od czasu której nazywamy go Monster), wydaje się, że potrafi wszystko. A kiedy ogłosił, że spróbowałby Everestingu jeszcze w tym roku, ogarnęły mnie wątpliwości – ludzie zazwyczaj wybierają lato zamiast późnej jesieni by podjąć się wyzwania ☺️
Kiedy przyszedł ten Dzień przez wielkie „D“, poszedłem z nim jako kibic, przynajmniej na czas jednego okrążenia. Wybrał wzgórze w lesie, zabrał ze sobą minimalną ilość rzeczy, część z nich była ukryta w plecaku za drzewem, nie jestem pewien, czy miał przy tym ubrania na wymianę.
Ale spójrzmy jak to wyglądało z jego perspektywy:
Monsterze, co cię zmotywowało do podjęcia takiego wyzwania?
Najbardziej pojawiająca się monotonia zwykłej jazdy i próba pokonywania własnych ograniczeń. Na początku roku cieszyłem się, że poznam część Niemiec jeżdżąc po nich na swoim szosowym rowerze, gdzie wcześniej zjeździłem ichniejsze lasy na swoim górskim XC. Niestety, jak wielu innym, covid pokrzyżował mi plany – ze względu na nauczanie online zostałem w domu. Ale ponieważ jazda na rowerze było i nadal jest jedną z niewielu możliwych do uprawiania dyscyplin sportowych, jeździłem więcej niż zwykle. Latem po raz drugi wziąłem udział w Tour de Felvídek, czyli jazdy na orientację i w długodystansowej jeździe po Słowacji, organizowanym przez bratysławskich kurierów rowerowych. Ponieważ przejechałem, jak wspomniałeś na początku, całkiem przyzwoity dystans (645 km, głównie po górkach), chciałem jeszcze wykorzystać zdobytą formę i poza tym brakowało mi celu na przyszły rok. Po tym jak dotarły do mnie informacje, że Everestingu podjął się również koleś posiadający Bullitt, postanowiłem, że i ja spróbuje.
Czy ktoś w kolarskim świecie inspiruje Cię do podobnych wzwań?
Lubię oglądać widea z Lachlanem Mortonem z ekipy Education First Pro Cycling z wyścigów nietypowych dla profesjonalistów z peletonu World Tour, takich jak wyścigi XC i gravelowe (Cape Epic, Dirty Kanza...).
Podoba mi się też postawa młodej Niemki Fiony Kolbinger, która wygrała ostatni wyścig transkontynentalny (ultra wyścig po Europie bez wsparcia), pokonała w nim również mężczyzn. Ze Słowacji, z West Endu są to np. długie przejażdżki Džuch Bán.
Czy możesz nam opowiedzieć o wybranym przez siebie wzgórzu i dlaczego padło na właśnie to wzniesienie?
Najważniejszymi kryteriami wyboru podjazdu były dla mnie natężenie ruchu samochodowego, jakość nawierzchni, nachylenie oraz bliskość źródła wody. Nie chciałem jeździć w korku, żeby nie było to stresujące i żebym nie popełnił błędu zmęczenia. Kiedy dodam do tego bliskość źródła wody, wybór zawęził się. Odegrał również rolęfakt, że za ukończenie Everesting na wspinaczce, której jeszcze nikomu się nie udało pokonać, otrzymasz specjalną wirtualną odznakę. Ja wybrałem wspinaczkę z parkingu przy ulicy Potočnej w Bratysławskiej Raczy na Dolný Červený kríž przez Mestské lesy po asfalcie, na Stravie jako odcinek Parking-Dolný Červený kríž - ma około 2 km długości, średnie nachylenie 8,7%, wzniesienie według Strawy 187 m, realne 177m. Trzeba było wjechać na niego 50 razy, co wystarczy, ale przynajmniej wspinaczka często przeplatała się ze zjazdem.
Jak wiemy, ze względu na późną porę w roku planowałeś wyzwanie zakończyć w połowie celu. Po ilu turach zdecydowałeś się na ukończenie całości?
Po 30 okrążeniu, kiedy przekroczyłem już połowę, ale chciałem ją zakończyć, przeczytałem wiadomości od grupy West End, którzy zachęcili mnie do kontynuowania.
Zwykle kolarze mają samochodowe zaplecze, dzięki któremu są w stanie zjeść ciepły obiad, przebrać się, odpocząć... Ty natomiast wybierasz się w bój z plecakiem. Co w niego spakowałeś?
Gotowane jedzenie, ponieważ nie chciałem jeść już batoników, które zabrałem ze sobą na Felvídek. Ciastka ryżowe, które zrobiłem wzorując się na tym, co jedzą profesjonalni kolarze - ponieważ robiłem je po raz pierwszy, miały konsystencję ryżu na mleku. Następnie słodycze i słodkie pieczywo. Przyjmowałem 30-60g węglowodanów na godzinę.
Czy trafiły ci się jakieś awarie techniczne? Jakie miałeś dodatkowe narzędzia?
Nie spotkały mnie żadne usterki techniczne, nawet światło Lezyne, które lubi rządzić się swoimi prawami działało prawie cały czas bez dodatkowej baterii. Nie miałem żadnych specjalnych rzeczy, tylko sprzęgło, pompkę, multiklucz, power bank, wiatrówkę.
Co z fizycznym kryzysem? Poradziłeś sobie bez trudności i trwałych konsekwencji? :-)
Nogi jeszcze działały, ale martwiłem się o swoje plecy i ręce, ale zapewne dzięki ćwiczeniom poradziły sobie lepiej niż w przeszłości. Jestem pewien, że kilku zawodników z West Endu mogłoby to zrobić bez żadnych problemów. Jedyną rzeczą, która bolała, był tyłek pod koniec dnia oraz nogi na drugi dzień.
A jak psychicznie wytrzymałeś tę samą trasę, wzgórze?
Może to teraz zabrzmieć dziwnie, ale nie przepadam za bardzo długimi trasami. Byłem bliski zakończenia tego po pół-Everesting, mimo że byłem w tym fizycznie bardzo dobry, ale psychicznie zaczynało mnie to zabijać. Bardzo pomogło, gdy moja dziewczyna przyszła mnie wspierać w ciągu dnia i przejechała ze mną jedno okrążenie, podobnie jak Ty to zrobiłeś.
Dlaczego zdecydowałeś się na tak niestandardowy czas podjęcia wyzwania?
Chciałem postawić sobie wyżej poprzeczkę. Zapewne ze względu na to, że latem bardziej kusiły mnie regularne wyjazdy, nie myślałem o Everestingu lub nie wierzyłem w swoje możliwości. Kiedy pod koniec września opowiedziałem ci o swoim zamiarze, spodziewałem się jego realizacji wcześniej niż pod koniec października, odłożyły go tylko rozcięte brwi po hokeju.
Jakie masz plany na przyszłość? Czy kusi cię odznaka za podwójny Everesting, Everesting na nieutwardzonych nawierzchniach lub inne w Everesting Hall of Fame?
W tym roku nie miałem czasu przejechać trasy Bratysława - Koszyce, myślałem o tym od dawna, czy to solo, czy w grupie, więc może w przyszłym roku się uda. Mam nadzieję, że sytuacja pozwoli na trzeci Tour de Felvídek i dalsze bikepacking z moją dziewczyną. Nie pociąga mnie podwójny czy potrójny Everesting, ale interesowała mnie wersja 10K ROAM – tej nie uda się skończyć za jednym podejściem, ale jest to wspinaczka na wysokość 10K na dowolnej trasie na minimalnym dystansie 400 km i limicie czasu 36 godzin. Nie wiem, ile lat ma to wyzwanie, ale żaden Słowak nie zapisał się poniżej limitu czasu w Hall of Fame na Everesting.cc.
Dziękuję za odpowiedzi i wierzę, że zainspirowałeś również innych ludzi - nie tylko mnie - do podjęcia się tego szaleństwa.