Młody odnoszący sukcesy sportowiec, Michał Morvay, nazywany jest następcą Mateja Tótha. Nic dziwnego, bo młody nitrzanin, powiernik trenera Mateja Spisziaka, ma już w kilka tytułów na koncie. Ucieszyło nas, gdy dowiedzieliśmy się, że Michał jest również zapalonym kolarzem, a kiedy udało nam się nawiązać współpracę, od razu poprosiliśmy go o rozmowę.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z chodem sportowym? W pewnym sensie jest to dość niezwykły sport.
W wieku 15 lat rzuciłem piłkę nożną a ponieważ chodziłem do podstawówki o profilu lekkoatletycznym, gdzie z chodu sportowego wysłano mnie na zawody postanowiłem spróbować. Zadzwoniłem do trenera Spisziaka, który nadal jest moim trenerem i z czasem zacząłem żyć tym sportem.
Prawdopodobnie spędzisz dużo czasu na treningu i przygotowaniach. Jak łączysz to ze szkołą, rodziną, przyjaciółmi?
To trudne, ponieważ rodzina i przyjaciele muszą z czasem dostosować się do mojego harmonogramu, ale na szczęście wszyscy mnie rozumieją i wspierają. A najtrudniej było połączyć się z uczelnią, ponieważ program treningu jest wymagający i trudno było go pogodzić ze studiami. Ale w końcu się udało.
Jak rodzice postrzegają twój sukces?
Są dumni, że podążam tą drogą i wyznaczonymi celami.
Ciężki trening wymaga diety i regeneracji. Jak Ci się to udaje? Masz specjalne menu? A może jest to klasyczne „co da lodówka”? Jak regenerujesz organizm?
Tak, mam specjalne menu, które powinien mieć każdy sportowiec. Dieta jest jednym z podstawowych filarów wydajności. Regeneracja jest również ważnym czynnikiem wpływającym na wydajność. Formy regeneracji obejmują pływanie, ćwiczenia DNS, masaże, stretching, stawianie baniek i wiele innych.
Najbardziej odpowiada mi podzielona dieta, którą stosuje już od roku, szczególnie trzy miesiące przed zawodami.
Które osiągnięcia są dla Ciebie najbardziej znaczące? Czy pamiętasz swój pierwszy wielki sukces?
Najbardziej znaczący jest dla mnie tytuł Mistrza Słowacji na 50 km. Dzięki temu jestem obecnie w klasyfikacji olimpijskiej, co bardzo mnie cieszy.
Mój pierwszy sukces to półroczny trening na Mistrzostwach Świata U-17, gdzie ukończyłem 16-ty z 48 startujących.
Co robisz, gdy nie trenujesz i nie przygotowujesz się do wyścigu?
Staram się poświęcać swój czas rodzinie i przyjaciołom. Lubię podróżować, grać w tenisa, jeździć na rowerze lub spacerować.
Czy oprócz chodu uprawiasz inne sporty?
Tak, oczywiście, dla utrzymania kondycji jeżdżę na rowerze szosowym, biegam i pływam.
Czy jazda na rowerze jest bardziej dla relaksu, czy jako uzupełnienie treningu?
Zależy to od okresu treningowego, ale przede wszystkim, jako uzupełnienie treningu.
Co Cię czeka w najbliższym czasie? Jakie są Twoje perspektywy zawodowe na ten rok?
Kilka mniejszych zawodów na Słowacji i poza nią, ale priorytetem jest 50-tka w grudniu, gdzie otwiera się ranking olimpijski.
Jak wygląda Twój dzień?
Po śniadaniu robię rozgrzewkę i ćwiczę oddychanie przed głównym treningiem. Po tym następuje główna część treningu dotycząca marszu. Po treningu następuje rozciąganie lub jakaś forma regeneracji. Potem następuje dobry obiad, np. makaron z łososiem, relaks i kawa, czasem rower (70-80 km). Po południu mam drugą fazę treningową - bieżnie, masaż lub inny zabieg regeneracyjny. Następnie kolacja i lekkie rozciąganie przed snem.
Czy miałeś już jakieś poważne kontuzje?
Zapalenie ścięgna dwa lata temu. Jest to częsta kontuzja chodziarzy. Ale oprócz tego – odpukać – póki co nic.
Jakie są Twoim zdaniem zalety i wady życia zawodowego sportowca?
Zaletą jest zdecydowanie to, że robię to, co lubię. Spotykam wielu nowych ludzi, podróżuję po całym świecie i jeśli im się uda, to nadejdzie upragniony sukces. Minusem jest to, że prawie nie mam życia prywatnego i poświęcam wszystko dla sportu.