„Zaczekam na ciebie na górze” zawołałem do swojego kumpla. Pokazuję mu swój nowo odkryty szlak, którego przebycie jest ciężkie, ale dla mnie jest samą przyjemnością. Nie żebym nie doceniał jego umiejętności, ale wspominał, że jest bardzo zmęczony i być może nie będzie nadążał. Ja na tej górce zaplanowałem pobicie swojego rekordu w Strava. Podejmując takie przedsięwzięcia wiedziałem, że nie ma sensu porównywać się z chłopakami młodszymi ode mnie o 15-20 lat, ale pozostając w swojej kategorii wypadam całkiem nieźle.
W mojej kategorii chciałbym zabłysnąć w maratonie MTB. Może nawet w klubowych kolorach drużyny, do której się zapisałem. Tam by wręcz pasowało mieć dobre wyniki. Brzmi jak całkiem niezła motywacja. Jazda od startu do mety, na 100%, wszystkie cele osiągnięte. Póki co, w porównaniu z najlepszymi klubowymi wynikami moje różnią się o 15%. Tak, w mojej kategorii.
A przez cały czas miałem nadzieję, że jestem nieodkrytym dotąd mistrzem świata. Okryty wstydem wypisałem się z klubu i zapiszę się do niego znowu, kiedy trochę potrenuję.
Na razie skupiam się na wychowywaniu swoich talentów – starszego 12-letniego i młodszego 3-letniego na rowerku biegowym, ale już niedługo na prawdziwym rowerze. Starszemu już przestałem mówić, że „poczekam na niego na górze”, gdyż niedługo to on będzie czekał na mnie, to ja przestanę za nim nadążać. I wydaje mi się, że ten czas nadejdzie szybciej niż później. Albo się z tym pogodzę, albo zabiorę się do roboty i będę starał się „oszukać przeznaczenie” w postaci procesu starzenia. Ewentualnie spałaszuje czasem batonik energetyczny, choć do tej pory starałem się nie jeść tego typu rzeczy. O tym jak przygotowuje się do jazdy dowiecie się już wkrótce.